Kiedy Grobla wychodzi z półcienia zielonego chłodu swej dzikszej, leśnej części, mijając po drodze bobrowisko ze słynnym, niepowtarzalnym, stojącym na straży tej ostoi, majestatycznym Dębem Bobrowym, ścieżka się rozszerza, żegnamy zakątek Brzozowych Panien i oto ściana zadrzewienia zatrzymuje się nagle na płocie gospodarstwa i wyrosłych w mijanym krajobrazie, kilku zabudowań. Mamy wrażenie przechodzenia, przez korytarz ludzkich siedzib, z jednej do drugiej, teraz bardziej reprezentacyjnej części wystawienniczej, z wyeksponowanymi okazami starodrzewia. Zaraz za domami, nad ciekiem opaskowym, który łączy się z małym wykopanym przy gospodarstwie stawkiem, rosną potężne dęby i klony, a między starymi, rozrosłymi egzemplarzami, dojrzewa w cieniu strzelistych zielonych koron, drzewna młodzież, często poskręcana ze sobą w potrójnych splotach, wyrastając z jednego pnia i schodząc z grobli ku stawkowi. To Zbocze Leśnych Ludzi – część drogi wzdłuż stawu, tajemniczy fragment Grobli, trochę ukryty, trochę w cieniu lecz nadzwyczaj ciekawy. Obok pięknych klonów i starych, rozłożystych dębów, rośnie tu kilka lip, drzew jeszcze nie reprezentowanych w alejowej kolekcji, a zasługujących na poświęcenie im choćby chwilki uwagi, takim malowniczo połyskującym listkami nad wodą. Któż nie kocha lip? A wśród zakrzewień odnajdujemy szpaler trzmielin przedzielonych czarnym bzem i dzikimi śliwami. Bogata różnorodność i różnokolorowość. Leśni ludzie. Jak ich sobie wyobrażam? Nie są to, w moim wyobrażeniu, z pewnością dzisiejsi pracownicy koncernu Lasów Państwowych, bo tym niestety w dużej mierze, prędzej by było do wycinki, niż do troski o takie szlachetne okazy. Piszę to z wielkim ubolewaniem, bo przecież leśnik, opiekun lasu, strażnik jego dobrostanu, miłośnik i znawca przyrody, to zajęcie na wskroś szlachetne, o wspaniałym rodowodzie i etosie. Wydawać by się mogło, zwłaszcza w okresie wyraźnych zmian środowiskowych, wymierania gatunkowego, że to jedna z ważniejszych i poważanych profesji. Choć bywają nadal i tacy reprezentanci zawodu, to często też niestety z tego szlachectwa pozostały tylko zapędy plantatorskie, które z naszych naturalnych, bioróżnorodnych lasów, czynią monokulturowe plantacje i fabryki desek. Więc nie, nie o takich ludziach lasu myślę. Przywołuję w tym tekście prawdziwych miłośników, oddanych sprawie specjalistów, ekologów, naukowców, badaczy, pasjonatów, obrońców puszcz i cennych przyrodniczo leśnych siedlisk, orędowników wspomagania, renaturalizowania, a nie niszczenia, przekształcania, natury. Im składam hołd, moje najwyższe uznanie i dozgonny szacunek za ofiarne starania, mimo wielu przeciwności. Pisząc o Leśnych Ludziach, nie przychodzą mi do głowy panowie i panie w śmiesznych kapelusikach z piórkami. Las kojarzy mi się z Wielkim Dobrem, a myśliwi jednoznacznie z okrucieństwem i mordowaniem. Las to Dom. Wszyscy jesteśmy z lasu, nawet ci z nas, którzy swą miejskość wyssali z mlekiem matek, którzy odganiają się ze strachem od owadów, przerażają suchymi trzaskami w ciemnym lesie, odgłosami zwierząt, szumem skrzydeł przelatujących ptaków, nie znoszą obozów i biwaków leśnych, grzybobrania, nowo modnie biegają wyłącznie nad rzecznymi, wybetonowanymi bulwarami, a zieleń tolerują w postaci wyciętych do bólu trawników i egzotycznych palm stojących w wielkich donicach w pasażach galerii handlowych. Ale nawet tacy są z lasu, tylko o tym nie wiedzą, nikt ich na ten las nie zaszczepił miłością, albo nie powtórzył kolejnej dawki szczepionki w odpowiednim momencie i przepadło. Wielu więc go nie czując, jak już w nim jest, to się nudzi i walczy z tą obecnością na wszystkie sposoby, na przykład porzucając swoje śmieci, serca nożem wycinając na drzewach, płosząc zwierzynę hałasem, rozjeżdżając dukty quadami, paląc ogniska lub porzucając w suchej ściółce niedopałki, niszcząc żeremia bobrowe, gniazda ptakom, nory i kryjówki leśnej zwierzynie, tratując cenne mokradła, torfowiska, polując, długo by jeszcze wymieniać. Typowy słoń w składzie porcelany. Ale może to obrażać słonia, bo to mądre i opiekuńczo stadne zwierzę. A taki jeden z drugim, niemiłośnik lasu to nikt inny tylko tzw. nieświadomy konsument dobra przyrodniczego. Koniec już o nich, bo niewarci wzmianki w tekście o przewspaniałych, imponujących, starych drzewach. A każde inne, nie ma dwóch takich samych, a te, w tym fragmencie grobli, są przy okazji tych wszystkich niesamowitych walorów przyrodniczych, egzemplarzami z ogromną ekspresją estetyczną, wizualną. Patrzy się na te powyginane, szerokie konary, korony sięgające nieba, przepuszczające przez gęstwinę liści wysublimowane strumienie słonecznego światła i przesuwają się przed oczy obrazy dawnych kniei, prastarych puszcz, przywołuje się myśl o tej Śląskiej Puszczy, po której jedynie ślady. Poczuć to w tym miejscu, zasmakować tego niewytłumaczalnego wrażenia. Wyobrazić to sobie. I właśnie te tutaj drzewa, liściaste kolosy, raz dostojne dęby, gdzie indziej klony, olchy, lipy, brzozy, to bogactwo, ta różnorodność, które budowały i budują, jeśli im pozwolić, prawdziwy, naturalny las, którego w tych sosnowych, nowo sadzonych monokulturach, dostrzec i serce uradować chyba nie sposób, one, te drzewa, zakodowaną mają w swych wnętrzach, w rodzonych owocach, pamięć o drzewnych prastarych siostrach i braciach, o ciągłości, kontynuacji i historii. Dlatego tak intrygują na tym Zboczu Leśnych Ludzi. Warto je odwiedzać dla tego niepowtarzalnego nastroju.
Tekst i zdjęcia:
Elżbieta Sokołowska