Jan Sobeczek

Jan Sobeczek urodził się 16 grudnia 1897r. w Starym Zabrzu (Alt Zabrze) w rodzinie górnika Karola i Joanny z domu Kostoń, jako ich czwarte dziecko. Jan najprawdopodobniej w wieku 5 lat, stracił matkę (zmarła). Rok później w 1903r. ojciec  Karol – ponownie się ożenił. Macochą – Jana została pochodząca z Lubszy – Joanna z domu Szczech. „Druga żona Karola była wspaniałą osobą. Zapewniła mojemu dziadkowi wspaniałe, pełne ciepła dzieciństwo. Moja mama opowiadała, że w pewnym stopniu nawet faworyzowała go i w tajemnicy przed przyrodnimi braćmi dawał nawet kieszonkowe, co w tamtych czasach było ewenementem” – dopowiada wnuczka Jana Sobeczka, pani Gabriela Kuchna.

Rodzina zamieszkała w Rozbarku gdzie, od 6 do 14 roku życia – Jan uczęszczał do tamtejszej szkoły ludowej. Przez kolejne 2 lata pozostawał z rodzicami, by następnie pracować jako ślusarz na kopalni.


Dokument poświadczający przyjęcie Jana Sobeczka
do ubezpieczenia górniczego w 1916r.

Gdy wybuchła I wojna światowa miał 17 lat. 2 lata później latem 1916r. został powołany do służby wojskowej w armii pruskiej, w której służył przez kolejne 3 lata.

Po jej zakończeniu wstąpił do Polskiej Organizacji Wojskowej. Po I Powstaniu Śląskim musiał uciekać z Górnego Śląska do Polski. W Częstochowie przeszedł przeszkolenie w ekspozyturze Biura Wywiadowczego przy II oddziale Wojska Polskiego, a stamtąd został skierowany jako wywiadowca na Posterunek do Starczy, tuż nad granicą polsko niemiecką (kilka kilometrów od Lubszy). Jego ówczesnym kierownikiem był Paweł Golaś (późniejszy dowódca powstańczy na ziemi lublinieckiej).

W 1920r. Sobeczek wrócił na Górny Śląsk. Nadal działał w Powiatowej Komendzie POW. Jego zadaniem było magazynowanie i przewóz broni.


Zaświadczenie o działalności Jana Sobeczka w POW

Uczestniczył w II Powstaniu Śląskim w baonie bytomskim, a także w III Powstaniu Śląskim w grupie Północ pod dowództwem Alfonsa Opiełki. Po III Powstaniu służył w Straży Gminnej na terenie powiatu Bytom-Wieś.


Karta zwolnienia Jana Sobeczka za służby w Straży Gminnej w lipcu 1922r.

Za udział w Powstaniach i działalność w Polskiej Organizacji Wojskowej w 1933r. został odznaczony Medalem Niepodległości, zaś w 1929r.  Medalem Odzyskania Niepodległości.

Po przyłączeniu części Górnego Śląska do Polski, jesienią 1922r. Jan Sobeczek wstąpił na służbę do Policji Województwa Śląskiego.

W 1923r. ożenił się z pochodzącą z Lubszy – tak jak jego macocha – 19 letnią Jadwigą z domu Magnuski. Państwo Sobeczkowie doczekają się dwóch synów: Leona i Kazimierza, a także córki Doroty.


Jadwiga z Magnuskich i Jan Sobeczkowie

Początkowo Sobeczek pracował jako posterunkowy w Piasku wraz z Józefem Gładyszem, zaś ich komendantem był Franciszek Porwoł (wszyscy trzej zostaną zamordowani w 1940r w Twerze).

Jan Sobeczek – posterunkowy w Piasku

Następnie w 1928r. został przeniesiony do Komisariatu w Lublińcu.


Jan Sobeczek wśród policjantów posterunku lublinieckiego i Komendy Powiatowej
stoi w trzecim rzędzie – 6 od prawej strony
Najprawdopodobniej w środku siedzi Komendant Powiatowy
– podkomisarz Wincenty Niedziela


Jan Sobeczek – stoi w drugim rzędzie (widać głowę) piąty od prawej strony
zaś w środku, dziewiąta od prawej strony stoi jego żona Jadwiga
zdjęcie wykonane prawdopodobnie około 1931r.,
w środku Komendant Powiatowy – Wilhelm Szary

Jan Sobeczek musiał kochać zwierzęta i mieć do nich rękę, bo kilka tygodni po przeniesieniu został wysłany do Katowic na kurs dla przewodników dla psów, który ukończył w kwietniu tegoż roku. Wówczas – jego psim podopiecznym był „Argus”. Tak wspomina przygody związane z Argusem pani Gabriela: „Pierwsze wspomnienie, jakie pamiętam, wiąże się ze służbą dziadka w wydziale kryminalnym policji, gdzie był przewodnikiem psa tropiącego imieniem Argus. Mama miała wtedy około trzech lat. Przez kilka dni nie widziała swojego taty, bo ten brał udział w obławie na groźnego mordercę, którego poszukiwano w lublinieckich lasach. Morderca został pochwycony, a dziadek i Argus wrócili do domu potwornie zmęczeni. Dziadek „padł” zmęczony w ubraniu na łóżku. Pies miał poranione łapy po trudach poszukiwań w trudnym, leśnym terenie i także zaległ w domu obok swojego pana. Tymczasem moja mama, stęskniona za tatą, postanowiła się położyć przy nim i niechcący uraziła psa w te bolące go łapy. Dalszy ciąg był dramatyczny. Pies przewrócił ją i rozerwał łuk brwiowy (do końca życia pozostała jej blizna). Babcia nie mogła go zmusić by puścił dziecko, więc musiała obudzić nieprzytomnego ze zmęczenia dziadka, który zrozumiał tylko tyle, że pies zaatakował dziecko i chciał go zastrzelić. Szczęśliwie babci udało się go powstrzymać i wyjaśnić, co zaszło. Oczywiście Argus polecenie dziadka wykonał i pozwolił na zabranie mojej mamy oraz opatrzenie rany. Trzeba przyznać, że determinacja dziadka w obronie córki była ogromna. Gdyby go zastrzelił musiałby zapłacić i to niemałą kwotę, bo to był przecież służbowy i tylko mu powierzony zwierzak.”

Ostatecznie Argus został przeniesiony na inny posterunek, zaś pan Jan Sobeczek otrzymał drugiego psa do wyszkolenia – tym razem wabiącego się „Reks”. Psy policyjne szkolone przez pana Jana traktowane były jak członkowie rodziny toteż, szczególnie w pamięci dzieci państwa Sobeczków zachowało się sporo historii z nimi związanych, oto kolejna, którą tak opisuje wnuczka Jana Sobeczka: „Szkoląc Reksa dziadek często chodził na jakieś łąki. Nie wiem, gdzie to było, ale przypuszczam, że gdzieś w okolice ulicy Żwirki i Wigury, gdzie Sobeczkowie wynajęli mieszkanie u Państwa Filipiaków. Często towarzyszył mu starszy syn Leon, który w czasie służbowych wyjazdów dziadka przejmował opiekę nad Reksem, więc dziadek wciągał go również w szkolenie psa. Pewnego dnia, jeszcze na początku szkolenia, dziadek w domu zorientował się, że zostawił na łące swój kieszonkowy zegarek, na dewizce. Niewiele myśląc wydał psu rozkaz „Reks szukaj. Pan zgubił” i pies pognał na poszukiwania. Podobno babcia omało nie dostała z tego powodu zawału, bo wyobrażała sobie, że pies zaginie i będą kłopoty. Po pewnym czasie rodzina usłyszała hałas na ulicy. Reks z zegarkiem w zębach wracał do domu, a za nim biegli ludzie krzycząc, że pies ukradł komuś zegarek. Co parę metrów Reks kładł zegarek na chodniku, odwracał się, szczerzył kły i warczał na tych, którzy zbliżyli się w jego ocenie za blisko, a kiedy się cofnęli brał go do pyska i biegł do domu. Dziadek musiał całe zamieszanie wyjaśnić ludziom i ich uspokoić.”

Pies policyjny Jana Sobeczka – Reks

I jeszcze jedna historia, w której bohaterski Reks uratował córkę pana Jana – Dorotę(mamę pani Gabriela): „Jan bardzo lubił odpoczywać wędkując na stawach. Pewnego dnia zabrał ze sobą moją mamę. Była jeszcze mała. Podobno dopiero miała iść od września do szkoły, kiedy z powodu zamiłowania do wędkowania o mało nie straciła życia. Dziadek zajął się łowieniem, a mama bawiła się na pomoście. W pewnym momencie spadła do wody, a nie umiała pływać. Dziadek nie zauważył co się stało, na szczęście był z nimi Reks, który skoczył do wody i wyciągnął ją na płyciznę, a następnie przyprowadził swojego pana do jego nieprzytomnej córki. Skończyło się na strachu, ale była z tego pewna korzyść. Po tym zdarzeniu zarówno moja mama, jak i jej starszy brat uczyli się pływać pod okiem swojego ojca. I to skutecznie, bo pamiętam, że moja mama naprawdę dobrze pływała”.


Dorota Sobeczek  – uratowana przez bohaterskiego Reksa
na zdjęciu – kilka lat później, z królikiem na podwórku domu przy Żwirki i Wigury

W 1931r.  z policjantem – Wilhelmem Kaufmanem związała się siostra Jadwigi Sobeczek – Adelajda Magnuska, który do 1939r. służył na posterunku w Piasku (także i on nie przeżył II wojny światowej – podobnie jak jego szwagier Sobeczek – został zamordowany w Twerze).


Ślub w Lubszy państwa Kaufmanów – para młoda siedzi w środku
zaś państwo Sobeczkowie stoją po lewej stronie

W 1932r. Jan Sobeczek otrzymał Pamiątkową Odznakę 10-lecia Policji Województwa Śląskiego, a 5 lat później – 1 lutego 1937r. mógł cieszyć się z awansu na starszego posterunkowego Policji Województwa Ślaskiego.



Poświadczenie przyznania Janowi Sobeczkowi pamiątkowej Odznaki
oraz sama Odznaka 10 lecia Policji Górnego Śląska

Jan Sobeczek poza pracą w Policji, szkoleniem psów, oraz namiętnym łowieniem ryb – udzielał się także w powiatowym oddziale Ligi Morskiej i Kolonialnej, będąc członkiem Zarządu.

Najstarszy syn państwa Sobeczków  – Leon, po ukończeniu szkoły powszechnej, został uczniem Gimnazjum a później Liceum, a także od małego działał w strukturach lublinieckiego harcerstwa, najpierw jako wilczek, a następnie harcerz.


Leon Sobeczek w gromadzie zuchów na biwaku – siedzi drugi od prawej

Jako, że w czasie gdy pana Jana nie było w domu, Reksem, opiekował się Leon, nie raz pies odwdzięczył mu się za tą opiekę i przyjaźń, tak jak to miało miejsce: „na rok przed wybuchem wojny, gdy Leon był już uczniem liceum, a mama uczennicą pierwszej klasy gimnazjum. Licealiści, oprócz mundurka, obowiązkowo nosili czapki, które po przyjściu do szkoły zostawiali w szatni. Oczywiście w tych mundurkach dziewczęta i chłopcy musieli też chodzić poza szkołą, ale nie o tym mowa. Otóż, by czapka była fantazyjnie ułożona na głowie, uczniowie spinali ją agrafką od wewnątrz, czego im nie było wolno robić, a co w tej historii ma znaczenie. Pewnego dnia Leon ubierają swoją czapkę stwierdził, że ktoś mu ją podmienił.Ponieważ nikt nie chciał się przyznać Leon niewiele myśląc pobiegł do domu i wrócił pod szkołę z Reksem. Wiedział, że pies jest w kojcu na podwórzu, a że towarzyszył tacie w jego szkoleniu to wiedział też jakie polecenie wydać. Kazał psu szukać czapki i po chwili Reks zerwał z głowy innego licealisty „zgubę”. Oczywiście zrobiło się zamieszanie. Złodziej twierdził, że czapka jest jego, a pies nie chciał nikomu jej oddać. Nawet sprawcy zamieszania, czyli bratu mojej mamy. Trzeba było ściągnąć do szkoły dziadka i dopiero on odebrał psu przedmiot sporu. Leon udowodnił, że czapka jest jego dzięki owej wspomnianej agrafce, ale za przyprowadzenie psa do szkoły został ukarany tygodniowym zakazem wstępu do szkoły, a ten który dopuścił się kradzieży został wydalony ze szkoły” – opowiada pani Gabriela.


Leon Sobeczek – pierwszy od lewej, podczas biwaku w Lipiu
wśród swoich przyjaciół z drużyny harcerskiej im. Tadeusza Kościuszki w Lublińcu

Rok 1939r. miał wszystko zmienić w życiu Jana Sobeczka i jego rodziny. Ze względu na doskonałą znajomość języka niemieckiego został skierowany do rozpracowywania tzw.”piątej kolumny”, która zaktywizowała się w Lublińcu. Tak opisuje ten czas pani Gabriela: „Dziadek w 1939r. pracował pod przykrywką i między innymi chodził na zebrania zwolenników III Rzeszy. Pewnego dnia ktoś go rozpoznał i byłby zapłacił życiem, gdyby nie Reks. Mama opowiadała, że pies był wtedy w domu i dopominał się by go wypuścić. Babcia jednak nie chciała tego zrobić i wtedy wyskoczył przez otwarte kuchenne okno i w ostatniej chwili, wybijając przy okazji szybę dostał się na miejsce spotkań hitlerowców. Narobił sporo zamieszania, ale dzięki temu dziadek mógł uciec. W ten sposób uratował mu życie. Szczęśliwie sam nie odniósł większych obrażeń. Po tym zdarzeniu został, wraz z Reksem, skierowany do pilnowania granicy w Kokotku. Tam kolejny raz pies uratował mu życie. Dziadek nauczył go, by w czasie nocnych patroli, chodził za jego plecami. Dzięki temu miał pewność, że nikt go nie zaatakuje od tyłu. Rzeczywiście, w czasie jednego z patroli dywersant poczekał, aż patrol przejdzie i chciał ugodzić dziadka nożem. Nie zauważył jednak idącego za patrolem Reksa, który rzucił się na napastnika ratując życie dziadkowi i towarzyszącemu mu żołnierzowi”.


Starszy posterunkowy – Jan Sobeczek

Zarząd Koła i Komendy Placówek Związki P.O.W – powiatu lublinieckiego
Jan Sobeczek siedzi – drugi od prawej

Tuż przed wybuchem II wojny światowej rodzina Jana Sobeczka opuściła Lubliniec w obawie przed represjami ze strony Niemców. Jak wspomina pani Gabriela – rodzina spotkała się z Janem przypadkowo na stacji w Stanisławowie (Iwano-Frankiwsk) na tzw. „przedmościu rumuńskim” (psa Reksa – policjant zostawił wcześniej u jakiegoś gospodarza). O tym co się później wydarzyło, rodzina dowiedziała się od Adelajdy Kaufman, która została wraz z mężem i Janem Sobeczkiem aresztowana przez Rosjan i wywieziona do Ostaszkowa, a które to informacje przekazała po swoim powrocie z obozu w grudniu 1939r. Pani Gabriela tak wspomina: „Myślę, że dziadek i inni uwięzieni, nie mieli złudzeń, co do zamiarów Rosjan, bo ciocia przywiozła ze sobą koc i obrączkę ślubną dziadka. Z tego koca później jej młodszy brat miał uszyty płaszcz na zimę. Co się stało z obrączką, nie wiem. Pewnie została zamieniona na żywność(?). Przed opuszczeniem Ostaszkowa, w wydrążonym obcasie buta cioci, więzieni tam policjanci ukryli adresy zamieszkania. Po nowym roku ciocia Adla wraz ze starszą siostrą Anną jeździły pod wskazane adresy i przekazywały rodzinom, gdzie się znaleźli ich bliscy.”

Od 4 kwietnia 1940 roku, skazanych na śmierć jeńców polskich z obozu w Ostaszkowie – byli to głównie policjanci (ponad 5 tyś osób) pędzono 9 kilometrów przez zamarznięte jezioro Seliger do przystanku kolejowego Sroga, a następnie wysyłano wagonami więziennymi do Kalinina (Twer). Stamtąd autobusami do cel NKWD, gdzie ich mordowano strzelając w tył głowy z bliskiej odległości. Ciała wywożono do Miednoje i tam w masowych grobach zakopywano.

O śmierci Jana Sobeczka rodzina dowiedziała się ostatecznie po opublikowaniu list katyńskich. Jednak już w 1947r. Jadwiga Sobeczek wystąpiła do sądu o uznanie Jana Sobeczka za zmarłego…


Tablice pomordowanych policjantów polskich w Twerze w 1940r.
umieszczone na cmentarzu w Miednoje
po lewej tabliczka Jana Sobeczka

1 września 1994 w kościele pw. św. Teresy Benedykty od Krzyża (Edyty Stein) w Lublińcu-Steblowie poświęcono tablicę upamiętniającą Zbrodnię Katyńską i policjantów z okręgu lublinieckiego, zamordowanych w Miednoje. W kościele stworzono Kaplicę Katyńską, gdzie znajduje się obraz Matki Boskiej Katyńskiej, tablica oraz urna z ziemią z Miednoje, Katynia i Charkowa. Bbraz Matki Boskiej Katyńskiej oraz aranżację Kaplicy wykonał jako dar serca pan Józef Tkocz, dołączając sentencję: „O Matko Boża Katyńska, przyjm wszystkich pomordowanych przez NKWD, a szczególnie mego teścia Jana Kloze, któremu poświęcam moją pracę. Zięć Józef Tkocz z całą Rodziną i Pokrewieństwem. Lubliniec-Steblów dn. 1 września 1994r.” Msza św. w intencji ofiar mordu na policjantach z powiatu lublinieckiego odbywa się w każdą pierwszą niedzielę września.


Kaplica katyńska w kościele pw. św. Teresy Benedykty od Krzyża w Lublińcu Steblowie

Na podstawie:
Archiwum – Gabriela Kuchna
Wspomnienia – Gabriela Kuchna


Kalendarzyk Policji Województwa Śląskiego 1928
Janusz Mikitin – Szkolnictwo policyjne w województwie śląskim w okresie międzywojennym, 2007