Staw Posmyk

Autor tekstu: Elżbieta Sokołowska
Zdjęcia: Łukasz Karnatowski, Elżbieta Sokołowska

Stawy w dolinach rzecznych, tak jak tu, w dolinie Małej Panwi i Leśnicy powstawały od dawien dawna. Towarzyszyły ludziom w ich gospodarowaniu. Osadnicy hodowali w nich ryby, wykorzystywali wodę do napędzania koła młyńskiego w wielu nadrzecznych młynach, a potem wykorzystywali w „dziele żelaznym”. 

Historia stawu Posmyk zaczyna się pewno około XVI wieku, kiedy to  chcąc wykorzystać możliwości, jakie niesie ze sobą zgromadzona woda, mieszkający na tym terenie zagrodnicy, chłopi i już działający kuźnicy wykopali  kilka tzw. rybników, aby hodować w nich karasie, liny, a z pewnością któryś zasilał funkcjonującą kuźnicę. Owe rybniki zaopatrywane były w znakomitą, słodką, bo nie pochodzącą ze śródleśnych źródeł, wodę z potoku Wilczarnia, który spływał wśród łąk, ze wzgórz Sadowa.

Kiedy zakłady hutnicze w Posmyku, Kokotku i Pustej Kuźnicy tak się rozrosły, że potrzebowały coraz więcej wody, postanowiono połączyć te mniejsze stawy w jedną całość i wybudowano ogromny hutniczy staw wraz z groblą. Zadziało się to najprawdopodobniej  na przełomie XVII i XVIII w. Budowano go zapewne według już wówczas dobrze opanowanej sztuki stawiarstwa, otaczając groblą, która zgodnie z zalecaną techniką budowy dużych stawów, miała zazwyczaj ok 4 – 5 m wysokości i szerokości, a u podstawy aż 8 – 12 m.

Biedny potok Wilczarnia nie nastarczał już zasilać taki zbiornik w niezbędną wodę, więc przekopano od młyna na Leśnicy – Piłce porządny kanał, który wodą z tej rzeki,  przepustem od wschodniego brzegu stawu, wpuszczał tam nowy leśnicki zasób wody. Kanał ten na Janiej Górze liczy około 2km i teraz sam wygląda jak naturalna, wijąca się pięknie rzeczka, nie dając wcale poznać po sobie, że jest sztucznie wybudowanym tworem techniki stawiarskiej. A wybudowany wówczas ogromny staw Posmyk, jest obecnie największym w powiecie lublinieckim, ma ponad 1,7 km długości, 1 km szerokości, jego powierzchnia wynosi ok. 100 ha, a wraz z przyległościami, w tym z groblą 120 ha. Sama grobla wzdłuż jego południowo- wschodniego brzegu liczy  ok 2 km. Rosną na niej wiekowe dęby, klony, brzozy, olchy i jeden okaz wspaniałego wiązu szypułkowego. Należy podejrzewać, iż dęby mają dobrze  ponad 300 lat i były sadzone wraz z powstaniem grobli na dużym stawie.

Od południa do stawu przylega porośnięta starymi sosnami polodowcowa wydma, najwyższa i najdłuższa w okolicy, dawniej przez miejscowych nazywana Górą lub Górką. Za nią rozciągało się pasmo łąk, tzw. Zagórze, gdzie odbywały się kiedyś największe w okolicy tokowiska cietrzewi. Staw Posmyk, jak nakazywała z dawien dawna praktykowana tradycja, nazwę swą wywodzi od związanej z nim, znamienitej osoby, której los i historia zakorzeniona  jest mocno w historii samego stawu, od niejakiego Nikodema Posmyka, sławnego kuźnika, który pracował w funkcjonujących tu hutniczych zakładach. Opowiadając  historię stawu, niestety zmierzać będziemy ku niezbyt ciekawemu dalszemu jej ciągowi. Przypominając trochę z dawnej  historii okolicy, majątku, a potem leśnictwa, do którego należały tutejsze stawy trzeba wspomnieć o tym, że po plebiscycie i podziale Górnego Śląska wiele majątków znalazło się po stronie polskiej,  niektóre podzielone na polską i niemiecką część. Tak stało się z nadleśnictwem Kośmidry, do którego należał Posmyk, Kokotek i Pusta Kuźnica. Jako jedyna część wielkiego majątku hrabiego Wincklera, to nadleśnictwo zostało po polskiej stronie. Cała reszta majątku hrabiego znajdowała się po niemieckiej stronie granicy. Ta trudność w zarządzaniu spowodowała, że  w kwietniu 1927r.  hrabia sprzedał nadleśnictwo Kośmidry  spółce „Las”  z zarządem w Katowicach. Do 1933 spółka swój majątek nadzorowała z Niemiec – z Zabrza, potem z Patoki. Później spółka utworzyła biuro w Lublińcu. Przed II wojną, kiedy kuźnictwo już zanikało, a hodowla ryb przynosiła znaczące dochody, Posmyk z Kokotkiem i Pustą Kużnicą był spokojnym miejscem, gdzie prowadzono gospodarkę leśną i hodowlę karpi.

Kiedy w 1922 r. Polska przejęła część Górnego Śląska zniesiono okręgi dworskie pozostawiając jednakże podział gminny. I również wówczas Kokotek był odrębną gminą, do 1 grudnia 1945r. kiedy to na mocy rozporządzenia wojewody śląskiego z 27 listopada 1945, Kokotek, obok kilku innych odrębnych dotychczas gmin, włączono do Lublińca. Po wojnie, w 1945 r., z już upaństwowionego  nadleśnictwa  Kośmidry  wydzielono odrębnych 5 leśnictw, w tym Kokotek. Ten stan przetrwał do  1972 r, kiedy w efekcie reformy zarządzania lasami państwowymi  utworzono Nadleśnictwo Lubliniec.

Ciszę, spokój i urok tego miejsca „zakłócono” w latach 60-70. ubiegłego wieku, dostrzegając obok wymienionych walorów, jeszcze aspekt turystyczno – wypoczynkowy i rekreacyjny. Co samo w sobie złe nie jest, jeśli robione z głową i planem. Na Górce powstały wzdłuż brzegu ośrodki turystyczne, nieopodal zbudowano stanice harcerskie. Staw miał swą plażę, wydzielony basen, po wodzie snuły się żaglówki, rowery wodne. Ośrodki tętniły życiem, co w pewnym stopniu, jak to zwykle bywa, zaburzało spokój ptasiej enklawy. Prosperita trwała dłuższy czas, niejeden  starszy bywalec tej okolicy wspomina to z rozrzewnieniem, ale czas odwrócił się zazdrośnie i w pewnym momencie przestało być tak sielankowo i symbiotycznie.   


W latach 60 XX w. ówczesne władze dokonały swoistego wyłomu z dotychczasowej tradycji, w której majątek z polami, lasami i stawami stanowił nierozerwalną zarządczą jedność i wydzieliły z niego stawy: Posmyk Kokotek I i II, Piegzę, przekazując je Gospodarstwu Rybackiemu z siedzibą w Krakowie, z Oddziałem w  Ciasnej. W 1992 roku wojewoda krakowski zlikwidował to gospodarstwo i przekazał jego majątek Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa, która potem przekształciła się w Agencję Nieruchomości Rolnych, a obecnie, po ponownym przekształceniu, jest to Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa. Ówczesna Agencja przejęła i wydzierżawiła stawy na Kokotku prywatnemu przedsiębiorcy z Opolszczyzny. Zainteresowało się nim również miasto, które zwracało się do Agencji o zwrot działek, tłumacząc, iż teren przy stawach chce przeznaczyć na rekreację. Agencja odpowiadała, że gmina nawet nie ma takiej funkcji w planie zagospodarowania przestrzennego, to i o co się upomina? W 2003r. Lubliniec zmienił więc swój miejscowy plan zagospodarowania, wyznaczając wokół stawu Posmyk tereny rekreacyjne, a ze stawu Piegza (mylnie zwanym Piegżą) tworząc użytek ekologiczny.  W 2004r. Agencja na stawie Posmyk utworzyła na wniosek  nowego (syn po ojcu przejął dzierżawę) najemcy, obręb hodowlany, wbrew uchwale miasta. Na dodatek, w 2007r. została wydana decyzja starosty, umożliwiająca dzierżawcy spiętrzanie i wypuszczanie wody. To z kolei wiązało się i wiąże do nadal, z degradacją środowiska i niszczeniem siedlisk zwierząt i roślin chronionych prawem. Ta okoliczność  absolutnie nie powstrzymała w swych działaniach ówczesną Agencję. Domniemania szły też w tym kierunku, iż złamane zostały procedury zarówno przy zmianie dzierżawcy Stawu Posmyk w 2004r. jak i w przypadku wydania decyzji o utworzeniu obiektu hodowlanego, jak i przy wydaniu decyzji o spiętrzaniu i wypuszczaniu wody. Żadne z tych posunięć nie uwzględnia planu zagospodarowania przestrzennego i uchwały Rady Miasta. Przy żadnym z tych posunięć nie odbyły się jakiekolwiek konsultacje z sąsiadami i stronami zainteresowanymi. Ta decyzja o obrębie hodowlanym, narusza  w zasadzie prawo, będąc w sprzeczności z wcześniejszym aktem, powołanym przez Gminę. Żadne z tych domniemań i naruszeń nie zostało dogłębnie i rzetelnie sprawdzone przez właściwe organa. Miasto wystąpiło do wojewody śląskiego o uchylenie  decyzji o przekazaniu stawów w trybie administracyjnym, co w praktyce otworzyłoby drzwi do ich przejęcia. Wojewoda jednak odmówił, a miasto odwołało się od jego decyzji do ministra rolnictwa. Ten z kolei nakazał, w styczniu 2007r., wojewodzie, ponowne rozpatrzenie sprawy, ale Urząd Wojewódzki podtrzymał swoje wcześniejsze stanowisko.


Przez wszystkie te lata, kolejne władze Lublińca próbowały bardziej udolnie, mniej lub bardziej energicznie, pierwotnie z zapałem, z pomysłem na zagospodarowanie, potem już  chyba tylko dla formalności i markowania starań, przejąć dla gminy stawy Posmyk i Piegzę. Spór, jak zawsze w takich przypadkach, ma charakter prawny. Te działki ze dwoma stawami to łącznie ok. 180 ha i woda, której koszt to miliony zł. Agenda zarządzająca tym majątkiem w imieniu Skarbu Państwa, nie odda tego za darmo, bo naraziłaby się na zarzut niegospodarności. Co najmniej. Będzie więc dzierżawić zasób kolejnym najemcom, chyba że znajdzie się kupiec. Dla bezpieczeństwa mieszkańców okolicy to fatalna wiadomość. Kolejni dzierżawcy myśleć wszak będą o zysku, a nie o ich bezpieczeństwie. Już dziś widać gołym okiem, jak zdewastowana jest grobla. Jak niezadbane są rosnące na niej okazy starodrzewia, jak degradowane jest przez spuszczanie i piętrzenie wody środowisko wodne. Kto o to zadba, tak po gospodarsku, jak o swoje? Przykre i smutne to zarazem, że znika nam z pola widzenia to główne przesłanie – uchronić cenne środowisko przyrodnicze, enklawę ptactwa, roślin i zwierząt, pozostawić przyszłym pokoleniom w dobrym stanie, zadbać o dziedzictwo, współgrać z naturą, dla naszego wspólnego dobra. Wreszcie, myśląc o ujemnym bilansie wodnym, potrzebie ochrony tych zasobów, w celu zapobieganiu suszy i pustynnieniu krajobrazu, zarządzać stawem, w sposób odpowiedzialny. To tylko słowa. Za nimi nie dostrzega się wymiernego zysku, istotnego społecznie interesu.  Posłowie, włodarze, urzędnicy, dzierżawcy ośrodków, wszyscy od lewa do prawa, dawali nadzieję, szumne obietnice, że teraz, że już, już. I co? Patrzymy bezradnie, jak Posmyk niszczeje.

Jest ten staw wspaniałym i jakże cennym zasobem wodnym. Dawno zanikł ślad, iż sztucznie wybudowanym. Wiele osób mówi o nim jezioro i tak też się prezentuje, trochę dziki, ciągnący się aż po horyzont zachodniego, zalesionego brzegu. Ze swą majestatyczną groblą, tworzy naprawdę unikalny krajobraz i wspaniałe miejsce do wypoczynku, spacerów i  obserwacji niezliczonego ptactwa. To siedlisko wielu unikalnych roślin, w tym wodnych, ostoja ptactwa wodnego:  łabędzia niemego, ptaków brodzących, bociana czarnego, czapli, żurawi, no i oczywiście jedyny na Górnym Śląsku teren lęgowo- żerowiskowy orłów bielików.


W wielu opracowaniach naukowych, książkach popularyzatorskich, dokumentach i raportach środowiskowych, wykonywanych na zlecenie samorządu Lublińca czy  województwa śląskiego, teren ten, jak i całą dolinę Małej Panwi i dolinę Leśnicy wskazuje się jako unikatowo bioróżnorodny obszar o wręcz ponadregionalnych, europejskich walorach, nazywając często Zielonymi Płucami Śląska. To teren, przez który przebiega tzw. korytarz ekologiczny, miejsce, które wielokrotnie zostało wskazane, jako  konieczną do objęcia prawną ochroną przyrodniczą – cenną enklawę środowiskową. Nadal ta dyspozycja czeka na realizację i poważne potraktowanie. W momencie, w jakim obecnie znajdujemy się, my użytkownicy zagrożonej klimatycznie planety, w kraju, którego bilans hydrologiczny jest gorszy od bilansu Egiptu, nie możemy sobie pozwolić na oglądanie się na innych i zaprzepaszczanie szans na uchronienie lokalnych zasobów od zniszczenia i degradacji. Staw, jego grobla, dwie doliny rzeczne, są niejako w zawieszeniu. Niby miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego zakłada jakieś warunki i ograniczenia dla tych terenów, ale życie pokazuje, jak nieskuteczne mogą być te porozrzucane, po różnych dokumentach, nieostre zapisy.  Nie bądźmy Polakami mądrymi po szkodzie. Otoczmy prawną ochroną przyrodniczą, tworząc na stawie i grobli, bez względu do kogo formalnie  należy, użytek ekologiczny (to najprościej) bądź zespół przyrodniczo- krajobrazowy. To nie zagrozi przyjaznej eksploatacji tego akwenu na cele rekreacyjne, a mądrze zapisane, sprzyjać będzie ochronie środowiska wodnego, z ptactwem i roślinnością oraz drzewom na grobli. Zróbmy to z miłości i szacunku do tego miejsca i Natury.