Śląskie Miasteczko

Wiosną 1914r. – 25 letnia Maria Dąbrowska (pisarka i publicystka) wracała z Londynu, w którym przebywała jako stypendystka Towarzystwa Kooperantystów.

 
Maria Dąbrowska, około 1914r.

Droga do domu wiodła przez Lubliniec (wówczas Lublinitz), w którym pisarka zatrzymała się, w oczekiwaniu na przesiadkę (jak podaje na 7 godzin). W tym czasie udało się jej przespacerować uliczkami miasta. Następnie odjechała do Sabinowa (dzisiaj dzielnica Częstochowy), do majątku ciotecznej siostry Marii z Leszczyńskich Jełowickiej.

 
Widok równiny z miasteczkiem w oddali, Sabinów,
obraz Dąbrowskiej z 1915r.

Pobyt w Lublińcu był dla Dąbrowskiej inspiracją do napisania na łamach Tygodnika Polskiego tekstu zatytułowanego „Śląskie miasteczko”. Z utworu Dąbrowskiej możemy się dowiedzieć, że autorka podziwia urok i czystość Lublińca. Równocześnie żałuje, że miasteczko ongiś piastowskie  – w 1914r. jest miastem niemieckim, gdzie trudno usłyszeć język polski. Zastanawia się też, czy ten urok miasta, pozostałby niezmieniony, gdyby tak jakimś cudem – Polska odzyskała niepodległość, a Lubliniec stałby się jej częścią.

Dąbrowska, wydaje się, niewiele wiedziała o Lublińcu, trafiła tu przecież zupełnie przypadkowo. Nie znała działalności Lompy, Ligonia czy Damrota. Zapewne podczas swojego spaceru/pobytu nie poznała działających wówczas już od kilkunastu lat, na terenie naszego powiatu: Maksymiliana Rzeźniczka, Franciszka Willerta czy Stanisława Brelińskiego, którzy starali się rozbudzić polskość wśród mieszkańców tej ziemi.


Od lewej: Maksymilian Rzeźniczek, Franciszek Willert, Stanisław Breliński

Nie przewidziała, bo jakżeby mogła, że 8 lat później teren ten zostanie przyłączony do II Rzeczpospolitej i miasto, wbrew jej obawom, nie zatraci swojego charakteru.


Wkroczenie do Lublińca 74 pułku piechoty,
26 czerwca 1922, symboliczna data przyłączenia Lublińca do II RP

A już zupełnie nie przyszło jej do głowy, że w latach 1946-1948, właśnie tu, w lublinieckim liceum uczyć się będzie Jerzy Antczak. Człowiek, który w sposób genialny przeniesie – jej największe dzieło, „Noce i dnie” na ekran filmowy i że inspiracją dla niego, podczas odtwarzania klimatu i wyglądu Sarbinowa, będzie nieodległa od Lublińca – wieś Hadra (w której w podczas pobytu na ziemi lublinieckiej mieszkał).


Jerzy Antczak, na planie filmowym, po lewej, podczas kręcenia „Nocy i Dni”

Zapraszam do lektury tekstu Marii Dąbrowskiej z 1914r.

„Tu się zatrzymałam w wielkiej podróży z Londynu. Tu miałam czekać. Siedem przede mną godzin czekania, a potem jeszcze niespełna jedna godzina jazdy i kordon. A że siedem przede mną godzin, więc poszłam zwiedzić miasteczko.


Dworzec kolejowy w Lublińcu, początek XX wieku

Wybiegł też pies ogromny – poszczekał, poszczekał i wrócił na miłością drgające głosy swych pań. Za chwilę obejrzałam się. W otwartym oknie salki stacyjnej całowały go w brunatną mordę i mówiły do psa: „als ob er jedes Wort verstande” (jakby rozumiał ludzką mowę). Śmiałam się, śmiałam idąc ku miastu. Śmiałam się, że nawet psa tu mają serdecznie, prawie jak za człowieka. Cieszyłam się wesołą humanitarnością życia.

Gdy zjadłam śniadanie w poczekalni pierwszej klasy, stara Niemka od bufetu po polsku zwróciła się w uchylone drzwi: Tu nie można. Po co? Odendź. Tu je ni lo wos. Zajrzała tam właśnie młoda dziewczyna bledsza od białej ściany. Trzęsła się i chciała pewno o co zapytać. Szary węzeł na plecach niby spakowane nic warte życie. Wrzasnął ktoś za nią: Ady Kaśka. Dali, bo idzie. Wybiegłam. Przyszedł pociąg do Katowic. Chmara węzłów czarnych u burych, a bezlicych skulonych postaci rzuciła się do wagonów. Blada dziewczyna z rozkrzyżowanymi rękami leżała na tobołami garbatych plecach bab, kolanami drogę do wagonu sobie torując. Szesnastoletni chłopak z okna czwartej klasy ryczał: Kasia – ady dowej skrzynkę. Bez okno! Dyć, dowej! O Jezu!


Dworzec kolejowy w Lublińcu – od strony peronu,

być może właśnie tak wyglądał, w czasie gdy oczekiwała na nim Dąbrowska w 1914r.

Droga szła w prawo od stacji – biała, szeroka, gładka. Uśmiechem od niej wiało, jak od żywej. Lśniła w wiosennej ulewie słońca, jak niepowrotna droga szczęścia. Szafir nad nią nieba bezchmurny, ze słońcem pośrodku. Obok drogi skromne, ciche i niewinne stały domki stylowe, na trawie kwitły krokusy.


Domy lublinieckie, które być może podziwiała Dąbrowska

W całym miasteczku, niby ciche brzęczenie unosi się ta pracowita cisza dnia powszedniego, gdy wszyscy są zajęci. Dzieci w szkole, w cudzej szkole, którą widać z daleka. Od jej widoku przestaję się uśmiechać. Chodzi się wśród nieposzlakowanej czystości, jakby tu była na każdej ulicy i na każdym kamieniu – Wielkanoc. Więc taka cisza i białość śmiertelna.


Budynek szkoły, obok którego przechodziła Maria Dąbrowska wiosną 1914r.

W tej ciszy słyszę koło mnie kroki czyjeś nieśmiałe. Czy nie idę tu z moimi braćmi? Czy nie na nich tu właśnie czekałam? Może dlatego, że zgubiłam ich, tak jak zgubiliśmy wszyscy tysiąc takich miasteczek(…). Czy istnieje jeszcze w ich duszach zarys tego domu, gdzieśmy się urodzili, tak jak w tym mieście śląskim istnieje jeszcze ziemia polska, próchnica czarnoziemna, kostka kamienną bruku żywcem zamurowana – i ludzie, którzy w domu mówią po polsku.

Patrzcie tedy, moi bracia i wy wszyscy, którym ufano i których odnaleźć nie można, i wy, którzy ze mną pragniecie odbudowy (niepodległości), na to miasteczko, którego najwyższym urokiem jest, o klęsko, to, właśnie, że go, jak was, odnaleźć nie można… Bo cóż… Zapomniało nawet własnego imienia, jak i wyście zapomnieli waszych dawnych imion, ale za to otrzymało nowe imię – cudaczne, pełną  wdzięku i zalotną dawnego stylizację, akcentem na pierwszej sylabie w ślicznej pokorze przed nowym panem uklękłą. I jest tu wszystko czego potrzeba. Pomyśl, marzycielu, gdybyś odbił, co byś z tym odbitym zrobił? Ty, okaleczony w zdolności budowania kultury, polski Hotentotku?

Popatrz tylko w miasteczko. Tu, tam, na wszystkie strony. I zachwyć się. Tą kulturą, tym spokojnym życiem mieszkańców, tą ulicą szeroką i tak świetną kanalizacją, tą serce zdobywającą czystością. Zdjęto z polskiej głowy wszelki kłopot, z polskich bark odpowiedzialność. Utworzono kulturę bez naszego udziału. Czy nie potraktowano nas jak wielkich panów, którym się buduje cywilizację, ku ich kapryśnej wygodzie, godząc w ich serce, serce dumne? Popatrzcie, popatrzcie na własne ręce. Twórczość zabrano z naszych rąk. Co mnie, wędrownej, tu robić, i co wam, bracia zagubieni?


Panorama miasta Lublińca, być może właśnie taką zachwyciła się Maria Dąbrowska

Pójść nam ta drogą. Bokiem. Z wylotu starożytnej uliczki. Z jednej strony leży staw, niby mora bladoniebieska, z drugiej w ogrodach wille fabrykantów. Rosną tam topole i na brzegu stawu padają krwawe bazie. Przecież zbieraliście bazie w dzieciństwie. Zbierajcie je znowu. Bo cóż innego robić? Wdychajcie słodycz tego wiosennego kwiatu.


Staw zamkowy, w tle kościół pw. św. Mikołaja

Prawdopodobnie obok tego stawu przechodziła Dąbrowska

Cieszcie się łagodnie z tego, co jest już dziś nieuświadomionym marzeniem rozsnutym ponad całą Polską. Że życie stało się tu już tylko wrażeniem. Że jego tragizm waleczny i tworzący wzięli inni w zwycięskie ramiona. Tylko… nie oglądajcie się za siebie. Nie oglądajcie się. Tak, jak w bajce. – Będzie może naokoło wiele rzeczy krwawych i strasznych – ale to nic. Wy pamiętajcie, że to bajka. Że zawsze jeszcze ostatecznie wyjdziecie jakoś cało, jeżeli będziecie posłuszni i nie obejrzycie się. Bo jeżeli się obejrzycie – miasto nie miastem na was spojrzy, ale upiorem… nazwa jego groźniej niż Mane, Tekle, Fares na niebie słodkim wypisana, a kamienie uliczne z ludzkich serc…

Nie oglądajcie się, bo z każdego miniętego miasta i domu spojrzy na was poniechana przez was, a przez innych podjęta odpowiedzialność za polskie dzieje”

Na podstawie:
Maria Dąbrowska „Pisma rozproszone”, 1964r.
Ostatnia część kolekcji Marii Dąbrowskiej – Jarosław Klejnocki, 2015r.
Zbiory – Krzysztof Brzezina
Fotopolska
Filmoteka Narodowa