Okazuje się, że los sam pisze dalszą część opowieści o drzewach. Niestety, w przypadku drzewnej, jak ją nazwałam, Dębowej Rodziny Nikodema Posmyka, ciąg dalszy jest smutny. Z kronikarskiego obowiązku, ale i ku pamięci, przytoczę najnowsze fakty. Rosły obok siebie dwie siostry Posmyczanki, jedna była klonem, druga dębem. Kondycja klonowej Siostry od dawna budziła mój niepokój. Drzewo wyraźnie usychało. Onegdaj, na początku września (04.09.19), po spacerze, coś w mej głowie nakazało mi bez zwłoki zadziałać, nie przechodzić obojętnie wobec tego drzewa. Napisałam do Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu miejskiego alarmujący mail, że klon choruje, że usycha, że może warto ratować lub sprawdzić czy komuś nie zagraża. Nim otrzymałam odpowiedź, niedzielna wichura w połowie miesiąca (15 września) skróciła męki Siostry Posmyczanki. Wiatr powalił drzewo na ziemię, a to, padając, uszkodziło drugie. Smutny, samotny koniec pięknego, starego, rosłego drzewa, o imponującym, szlachetnym pokroju. Być może w czasie tej nocnej wichury, przeginane podmuchami wiatru, chłostane świszczącym pędem powietrza, wyciągały do siebie konary, jak ręce – dwie Siostry, ratować chciały, jedna drugą, wiedząc, że tylko na siebie mogą w tym okrutnym, obojętnym świecie liczyć.
Nie chcę tu przytaczać, odpowiedzi (18.09.19), bo tymi urzędniczymi, wypranymi z zaangażowania i odrobiny choćby empatii słowy, sprofanowałabym piękną pamięć o tym starym, wiekowym klonie, który przecież był częścią naszej, rodzimej, lokalnej, posmyczańskiej (lublinieckiej) tożsamości. Jeśli z takową Państwo identyfikujecie się mieszkając w tej okolicy. Grobla wraz ze Stawem winna wrócić do miasta. Tylko tak ochronimy to, co wartościowe. Kolejny dzierżawca machnie ręką na drzewa, będzie liczył zysk.
Tekst i zdjęcia:
Elżbieta Sokołowska