Uroczyste przyjęcia, dobrze ubrani goście, zasady savoir-vivre’u, to tylko część prawdy o funkcjonowaniu międzywojennych restauracji i gospód. Drugie życie tych miejsc i knajpianych gości, związane z porą nocną, nadmiernym spożyciem alkoholu, hazardem, rękoczynami, wulgaryzmami etc., odsłaniają zwłaszcza raporty policyjne.
Publikowane w tym cyklu wspomnienia Wojciecha Kosmali również zauważają to zjawisko. Knajpą o najgorszej renomie w porze nocnej był bufet kolejowy na lublinieckim dworcu, „po zamknięciu lokali w mieście siedlisko żądnych dalszej wypitki”. Dochodziło tam do zdarzeń opowiadanych potem latami przez stałych bywalców: „W późnych godzinach wieczornych była to pełna wrażeń poczekalnia kolejowa. Zasłynęła występkiem wojaka «Żelaznej Brygady», który w zapale waleczności wypalił z kopytka do portretu Komendanta Legionów”. Dodajmy, że Wojciech Kosmala opisuje strzelanie z pistoletu przez żołnierza Wołyńskiej Brygady Kawalerii do portretu Józefa Piłsudskiego.
W okolicy dworca kolejowego dochodziło do licznych zajść wymagających interwencji policji. W jednym z raportów czytamy o wybryku Pawła M. z Koszęcina, który „posądzony jest, że dnia 8 lipca 1930 r. o godz. 4-tej w stanie podchmielonym wyprawiał awantury na dworcu kolejowym w Lublińcu wspólnie z Feliksem F. i Walentym L. z Lublińca, wywołując przez to bójkę między sobą, tak, że dyżurny ruchu Nowaczek zmuszony był zwrócić się o interwencję policyjną”. Z kolei Antoni M. z Wymyślacza „dnia 22 czerwca 1930 r. o godz. 7.30 zaczepiał podróżnych na dworcu kolejowym w poczekalni klasy IV i wyprawiał awantury przez co zmuszony był interweniować dyżurny ruchu przy pomocy policji”. Przyjezdny mieszkaniec Królewskiej Huty (dziś Chorzów) Emanuel B w 1930 roku „o godz. 4-tej i o godz. 6.30 na dworcu kolejowym w Lublińcu w pijanym stanie wyprawiał awantury, wszczynając kłótnie z urzędnikami celnymi. Wymieniony wezwany do legitymowania się zachowywał się arogancko wyrażając się „to ciebie gówno do tego, nie potrafisz czytać”.
Dobrej opinii nie miał również lokal w nieistniejącej dziś fabryce likierów i wódek przy placu Tadeusza Kościuszki, należący do Stanisława Brelińskiego. „Szynkował tu stary powstaniec Kuligowski, prawa ręka Brelińskiego, obaj przybyli z Patoki. Lokal ten w dniach targowych był licznie odwiedzany przez nasze wieśniaczki, piwo tyskie lało się i pod krzesłami”.
W latach międzywojnia lokale dla gości obowiązywała godzina policyjna, nie mogły być one otwarte według uznania. Te gorszej kategorii działały od 1932 roku do godziny 22.00, a kategorii pierwszej do 24.00. Godziny przyjmowania gości można było za zgodą Miejskiego Urzędu Policyjnego wydłużyć. Józef Rzeźniczek, właściciel restauracji i hotelu „Śląskiego” przy rynku, mógł prowadzić działalność do godziny 1 w nocy. W 1928 roku ukarany został za przyjmowanie gości do 1.30. Policjant w raporcie napisał, że „na swe usprawiedliwienie podaje Rzeźniczek, że oficerów nie może wyrzucić”. Kwota mandatu karnego do zapłacenia wynosiła 5 złotych.
Właścicielka innej gospody pozwoliła na pozostanie gościom do 2 w nocy. W raporcie policyjnym zanotowano nazwiska 6 osób które nie opuściły lokalu i dodatkowo „bawili się przy grze hazardowej Sächsische Bank”. Policjant kontynuował: „Dopuszczając się powyższego przewinienia sama oświadczyła, że po godzinie policyjnej goście naprowadzeni przenieśli się do kuchni i tam grali i zapijali do godz. 2 w nocy. Biorący udział w grze hazardowej osobnem doniesieniem podani zostali do Prokuratury przy Izbie Karnej w Tarnowskich Górach celem ukarania”. W tym przypadku mandat karny dla właścicielki wyniósł 15 złotych. Inny krewki mieszkaniec Lublińca, Ryszard W.: „w dniu 21. VI. 29 r. o godz. 0.15 w pijanym stanie krzyczał głośno na ulicy zakłócając spokój nocny, a gdy mu niżej podpisany funkcjonariusz zwrócił uwagę, odpowiedział mu W.: «Do zici mi skocz». Następnie doprowadzony do komisariatu wyprawiał tu awantury krzycząc: «Wy pierońskie wszorze, hahary, pierony» itp.”.